"Debiuty" dla Wojciecha J. Hasa

"Debiuty" dla Wojciecha J. Hasa

Wydarzenie w 2025 r. zainaugurował pokaz specjalny „Rękopisu znalezionego w Saragossie” z 1965 r. w reżyserii Wojciecha J. Hasa i był to nieprzypadkowy wybór, ponieważ trwa Rok Reżysera ustanowiony przez Senat RP z okazji 100-lecia urodzin autora „Pętli”. Poprzedziła go prelekcja krytyczki filmowej, Adriany Prodeus, która opowiedziała o recepcji tego filmu w Polsce i na świecie.

Wersja, którą oglądali widzowie była tą oryginalną, zrekonstruowaną z negatywu, zgodną z wizją Hasa, pozbawioną dwóch scen, o które reżyser skrócił film (178’). – Ten film do doświadczenie, którego nie należy rozumieć – mówiła krytyczka. – Nie po to są takie filmy, by szukać w nich jednoznaczności czy sensu. Maria Kornatowska określiła ten rodzaj twórczości, pisząc, że za każdym razem, gdy ogląda się taki film, opadają kolejne łuski. Has przystępując do realizacji „Rękopisu znalezionego w Saragossie” był już ugruntowany w zawodzie. Przed debiutem fabularnym, którym była „Pętla” bardzo długo terminował na planach u innych reżyserów. Zrealizował 14 krótkich metraży. Bardzo długo pracował na swoją pozycję. Miał wiele projektów, które nie ujrzały światła dziennego. „Rękopis” to nie był jego sen, nad którym siedział dziesiątki lat.

Pomysł pojawił się przypadkiem, gdy Wojciech J. Has został zagadnięty przez Tadeusza Kwiatkowskiego, scenarzystę, z którym wcześniej już pracował, a który był już słynną postacią w Krakowie, wywodzącą się z Jamy Michalikowej. Większość współpracowników Hasa stamtąd pochodziła, jak choćby Jerzy Skarżyński, scenograf, z którym tworzył „Rękopis znaleziony w Saragossie”, „Sanatorium pod Klepsydrą” i „Lalkę”. Szukał nowych pomysłów na filmy, miał w repertuarze filmy, które posługiwały się surrealistyczną wyobraźnią, skupione na detalach, ścieżkach, którymi widz może podążać, po to by dalej się gubić, dochodzić na rozstaje dróg i nigdy nie odpowiedzieć sobie na zadane pytania. Pomysł na „Rękopis” urodził się w samolocie z Krakowa do Warszawy. Kwiatkowski zaproponował Hasowi, żeby zrealizowali przetłumaczony na polski tekst Potockiego, bo książka ta została w oryginale napisana po francusku. Ciekawostką jest, że jest ona jedną z wielu wersji, badacze wciąż spierają się co do tego, która z nich jest ostateczna. Było to magnesem dla Hasa, na to czekał. Używał literatury do tego, by szukać w niej atmosfery, ducha, scen wizyjnych i wyciągać z nich istotę i pokazywać ją za pomocą bardzo długich ujęć, które ZNACZĄ.

Kwiatkowski napisał scenariusz w ciągu 10 dni, Has przeczytał 900 stron książki hr. Potockiego w 3, co wydaje się niewyobrażalne. Reżyser był bardzo pracowity, wręcz obsesyjnie, skrupulatny, zabrał się za ten scenariusz i stworzył 500-stronicowy storyboard, scenopis obrazkowy, pokazujący każde ujęcie. Z taką biblią udał się na plan. Powstały wtedy „Krzyżacy”, kręcono „Faraona” i inne wielkie produkcje, na które państwo wyrażało zgodę, Has liczył, że i jego film znajdzie się na tej liście i będzie zrealizowany w kolorze. Tak się nie stało, mimo że czyniono jeszcze starania w trakcie zdjęć. Walka toczyła się do ostatniego dnia, ponieważ „Rękopis” był realizowany w niezwykłych scenografiach i kostiumach. Państwo się nie zgodziło. Film powstał na taśmie czarno-białej i dziś są tego zalety, ponieważ akcja toczy się w Hiszpanii, w górach Sierra Morena. Ale w tamtym czasie żaden z twórców nie wiedział, jak te pejzaże wyglądają. Posiłkowali się więc malarstwem hiszpańskim, Velasquezem, Goyą. Zapożyczono te krajobrazy, które powstawały w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, na Pustyni Błędowskiej i we Wrocławiu, ponieważ produkowała go tamtejsza Wytwórnia Filmów Fabularnych i Dokumentalnych.

Słynne sekwencje z parku Buen Retiro w Madrycie to w istocie pergola pod halą Stulecia (kiedyś Ludowa). Odtworzoną ją z taką precyzją, że Luis Buñuel, który na festiwalu w San Sebastian oglądał „Rękopis znaleziony w Saragossie” 3 razy pod rząd, pozostając jego największym fanem, nie mógł uwierzyć, że te plenery nie powstały w Hiszpanii. Wierność detalom i realiom był celem, który przyświecał produkcji tego filmu. To się udało.

Kostiumy dla 187 aktorów, nie mówię o statystach!, wywodzących się ze wszystkich teatrów w Polsce, zostały wykonane ręcznie w WFFiD w Warszawie. Potem przewieziono je do Wrocławia, gdzie studenci konserwacji zabytków postarzali każdy detal. Wyglądały rzeczywiście jak z epoki, to samo tyczy się rekwizytów. Na ekranie pojawia się dzban, z którego pije Alfons van Worden, przenosząc się w różne rzeczywistości, to autentyczny eksponat wypożyczony z Muzeum Narodowego, prawdziwy, złoty, renesansowy dzban, którego pilnował na planie dzień i noc milicjant. Wiele rekwizytów, zaprojektowanych przez Skarżyńskiego, można oglądać w WFFiD we Wrocławiu (m.in. lektyka), kostiumy, w których występowali Zbigniew Cybulski czy Leon Niemczyk, także. To cechowało Hasa w każdej jego produkcji, dbałość o szczegół. Niektórzy nazywali to „bogatą rupieciarnią”, a on uważał, że przedmioty na ekranie mają takie samo znaczenie jak ludzie. Nie są tylko ornamentem, są aktorem.

Dzięki tytanicznej pracy dobrze przygotowanej i zmobilizowanej ekipy filmowej (aktorów uczono fechtunku i jazdy konnej jeszcze na planie), zdjęcia zostały ukończone po 127 dniach, przed terminem zaplanowanym w harmonogramie, co się prawie nigdy nie zdarzało. W montażu okazało się, że film jest zbyt długi, wypadły z niego 2 istotne sceny. Dla wnikliwych badaczy mogły się wydawać niejasne, ale tak jak mówiłam – nie ma tu niczego do rozumienia. Ideą tego filmu jest sen, marzenie senne, wizja. Alfons van Worden mówi: „Mnie się mąci, mnie się śni.” Potocki pisząc swoją szaloną powieść, skonstruował ją na wzór „Baśni z 1000 i 1 nocy”, są to obrazy przechodzące jedne w drugie, są to też warstwy rzeczywistości. Szkatułka, połączona wątkami, postaciami, które powracają. Warto czule ten film obserwować.

Historia dzieli się logicznie na 2 części, zaplanował to nawet Has, robiąc przerwę bardzo jasnym komunikatem w połowie. Ciekawostką jest to, że Cybulski dołączył do ekipy po kilku dniach od rozpoczęcia zdjęć, ponieważ aktor obsadzony w roli van Wordena nie sprawdził się. Zbigniew Cybulski zawsze grał postaci współczesne, nigdy nie grał w kostiumie, nigdy nie występował bez swoich ciemnych okularów, bez których nic nie widział. I to okazało się bezcenne, ponieważ nie mógł w nich grać na planie "Rękopisu". W książce Potockiego główny bohater jest 17-latkiem, on miał lat 37 – nie pasował do tej roli. Literacki pierwowzór jego postaci był młody zagubiony, nieopierzony, bezradny, przeciwnie do aktora. Zdjęcie tych okularów zadziałało na korzyść. Cybulski stał się bezbronny, poruszał się na planie niepewnie, jak ktoś bardzo młody, kto nie potrafi jeszcze odnaleźć się w świecie. Dla Hasa robi się wszystko – dodała Adriana Prodeus.

– Siłą tego filmu jest muzyka skomponowana przez Krzysztofa Pendereckiego, oparta na muzyce dawnej, z cytatami z Haydna czy Mozarta (w czasie oblężenia Saragossy słychać „Odę do radości”, która w tej scenie brzmi ironicznie), wzbogacona o eksperymenty formalne. To najbardziej ceniona ścieżka dźwiękowa na świecie. Niestety polskie władze nie kierowały tego filmu na festiwale, miał on dla niej zbyt niejasne przesłanie. Nie był pokazany w konkursie głównym w Cannes, jak „Popioły” czy „Faraon”, więc film Hasa nie miał wówczas szans na większy rozgłos.

Gustaw Holoubek, ulubiony aktor tego reżysera, mówił, że był on przekonany, że od progu świadomości towarzyszy nam instynktowna chęć, by oderwać się od rzeczywistości. Has nie wierzył w rzeczywistość. Wierzył, że sny są wierniejsze niż ona – zakończyła Adriana Prodeus.

Zdj. Marcin Oliński

Kadry z ekranu kina Centrum

Galeria zdjęć

Kup Bilet

Ładowanie...

Kontakt

Telefon: +48 63 211 31 31
E-mail: sekretariat@kckkonin.pl

Copyright © 2025 Konińskie Centrum Kultury.
Realizacja projektu WEBKON